Stałam spoglądając na niewidoczną dla mugoli posiadłość, znajdującą się
obok bloków, w których odbywało się święto dziękczynienia. Moja matka
mawiała, że święto to jest obłudne i nie zrozumiałe dla większości
ludzi. Moje kasztanowe włosy zostały rozwiane, przez drastyczny podmuch
wiatru i narzucone na oczy, które sklejone były od nadmiaru łez. Z
mieszkania wyszedł mężczyzna, około trzydziestego roku życia, który
opatulił się szczelniej granatowym płaszczem i wyruszył na powolną
przechadzkę do miejsca teleportacji. Rozpoznałam go po jednej ze starych
fotografii, znajdującej się na strychu. Podpisana była "Dla naszego
najwspanialszego Łapy, od Lunatyka, Rogacza i Glizdogona." Aktualnie
szedł zmizerniały mężczyzna, z włosami wypłowiałymi od słońca i smętnym
wyrazem twarzy. Zaczął się rozglądać na krańcu ulicy, a kiedy zauważył,
że nikt go nie śledzi, pstryknął palcami i już po nim ślad zaginął.
Odwróciłam więc twarz w kierunku tego samego miejsca z którego wyszedł
mężczyzna i ruszyłam powolnym krokiem w kierunku pociemniałych drzwi.
Zapukałam kilkakrotnie i chrząknęłam znacząco. W końcu usłyszałam
ciężkie kroki i nawoływania do bliżej nieokreślonego obiektu. Drzwi
otworzył mężczyzna, dokładnie ten sam z fotografii, który miał
najszczerszy uśmiech i podobny do mnie kolor oczu oraz kształt nosa.
Wybałuszył oczy i stanął jak wryty, lustrując mnie z góry na dół. Kiedy w
końcu sytuacja zrobiła się mniej mglista i niejasna do moich uszu
dopłynął jeden jedyny wyraz, który zapamiętam do końca życia.
— Jennifer.
Wypowiedział to z miękkim wyczuciem i ze stoickim spokojem. W oddali
usłyszałam nawoływania dochodzące z kuchni. Przymknęłam oczy i skupiłam
się na wyczuciu zapachów. Było ich kilkanaście, każdy miał zapach bliżej
nieokreślony; jak gdyby zastrzeżony. Wiedziałam, że coś w tym miejscu
stara się pełnić funkcję ochronną i wcale się nie dziwiłam. Mój ojciec
był zbiegiem ze stanowego więzienia w Azkabanie. Nie miał prawa pałętać
się po tym świecie, a już na pewno nie miał prawa wolnego życia.
Kilkanaście razy próbowałam skontaktować się z nim, zapytać, dlaczego
mnie zostawił i dlaczego nigdy więcej mnie nie odwiedził. Czułam się w
pewnym rodzaju porzucona, a moja matka tylko pogłębiła to uczucie,
dolewając znacznej porcji oliwy do ognia. Jej rodzina nie zaakceptowała
mnie do końca, dlatego też postanowiłam uciec. Do ojca. Do Syriusza
Blacka.
— Mogę wejść?
Spytałam. Nagle za postacią mężczyzny zgromadził się duży ogonek,
spoglądający mu przez ramię i zatykający nerwowo usta. Wszyscy byli
zaskoczeni a tym bardziej oddalone parę kroków od drzwi, postacie. Jedna
była wysoka, prawie niewidoczna przez swój strój. Jego włosy były
czarne, zupełnie jak odzienie, dostrzegłam także jego zniesmaczony wyraz
twarzy. Obok niego stał czarodziej z długą, srebrną brodą, którego
uśmiech ukazywał najdrobniejsze szczęście świata.
— Oczywiście.
Stwierdził i wziął mnie za dłoń, prowadząc do otwartych drzwi. Nie
wiedziałam, że będzie to początek czegoś nowego, zupełnie mi nieznanego.
Że poznam ludzi, których wcześniej znałam jedynie z Proroka
Codziennego. Że pokocham kogoś tak niespodziewanie mocno, że opadnę z
sił i nie zdołam udźwignąć tego ciężaru. Że zniosę nie tylko wielkie
katusze i cierpienia, ale także twarz szczęścia i obraz tęczy. [...]
Zostałam brutalnie zaciągnięta przez niewysoką czarownicę do
stolika, na którym najprawdopodobniej odbywała się kolacja. Zrobiło mi
się nieco źle na duszy, że przerwałam w uroczystości, jednakowoż moje
wątpliwości zostały rozwiane przez Syriusza. Kątem oka zauważyłam, że
wyprasza gości ze swojego lokum i przyjaźnie się do nich odnosi. Oni
oczywiście odpowiadali, że to nic złego i że widać, iż Syriusz ma inne
zadanie do zrobienia. Mówiąc te zdania zerkali na mnie i kręcili
głowami. Było mi żal, że wprosiłam się w tak niechcianym momencie.
— Usiądź, kochanie. Syriusz zaraz do nas przyjdzie. Zjesz coś
ciepłego, prawda? — spytała i zabrała się do nakładania na porcelanowy
talerz dużej ilości tłuczonych ziemniaków, oraz konkretnych rodzajów
sałatek. To wszystko przyodziała orzechowym sosem i kawałkiem udka z
kurczaka. Stawiając przede mną talerz, omal nie zachłysnęłam się śliną.
Nie dość, że byłam niemiłosiernie głodna, to jeszcze nie spodziewałam
się takiej ilości jedzenia.
— Molly. Dokarmiasz nas wszystkich, jak gdybyś widziała na naszym
ciele same skrawki skóry i ledwo trzymające się odłamy kości. —
Usłyszałam za sobą tubalny śmiech mężczyzny, więc zaprzestałam
konsumpcji i wbiłam w niego stalowe spojrzenie. Jego rysy twarzy, każdy
gest i ruch były tak niewyobrażalnie podobne do moich, że wszystko
przypominało jedną, wielką fikcję.
— To może pójdę na górę, zobaczyć co robią te urwisy. Znając moich
bliźniaków, nie robili niczego, co moglibyśmy zaliczyć do
przyzwoitości. - Podparła się pod boki i już po chwili słyszałam jej
kroki na skrzypiących schodach. Zapadła krępująca cisza, która wywołała u
mnie niezbyt przyjemny skurcz żołądka i wibracje w gardle.
— Ktoś Cię przysłał, prawda? — jego głos tak bardzo mną wstrząsnął,
że odechciało mi się dosłownie wszystkiego. Nie chciałam zerknąć na
niego chociażby przez ułamek sekundy, a to wszystko dlatego, że w jego
głosie słyszała nutkę wyrzutu i empatii do kogoś takiego, jak Ja.
Wiedział, że się urodziłam, przecież mama posyłała mu korespondencję od
mojego ósmego roku życia, informując, że za nim tęsknię i chcę go
koniecznie poznać. Z tym, że moja matka nie była kimś zaufanym, na kim
mogłam polegać. Toteż nie musiałam dwa razy pytać o odpowiedź, bo
Syriusz doskonale wiedział, że zmarnowałby swoje życie z kimś takim, jak
Hayley.
— Nie. Uciekłam — mruknęłam, unosząc głowę i spoglądając na niego.
Jego twarz stężała, zaniemówił. Otóż Syriusz Black nigdy nie spodziewał
się takowej reakcji ze strony nastolatki, która nigdy nie widziała go
na żywo; jedynie w proroku codziennym, czy książkach o zbiegach z
Azkabanu. Moja matka, a tym bardziej Jej ojciec nigdy nie darowaliby mu
tego, że nie wyrzucił mnie na bruk, zaraz po moim zapukaniu do drzwi.
Był zbyt dobry, by zrobić coś tak karygodnego i nieludzkiego. Tkwiła w
nim tak duża cząstka miłości do każdego, że nie zdobyłby się na tak
okrutny krok. A tym bardziej, nie w stronę swojego jedynego dziecka.
— Jennifer..
— Wiesz jak mam na imię? Szlachetnie. — Parsknęłam śmiechem. Nie,
nie byłam złośliwym człowiekiem, a jedynie skrzywdzonym. Czułam się jak plastikowa zabawka, która jest podawana z ręki do ręki na
własne życzenie. A to wszystko przez moje narodziny i rozwinięcie się
takiego podłego zarodka.
— Nie mów tak. Doskonale wiesz, że gdyby twoja matka nie była tak
zżyta z rodziną, odwiedzałbym Cię dzień w dzień. Johnatan nie darowałby
mi życia, gdyby dowiedział się, że mnie szukasz i w końcu odnalazłaś.
Zrozum...
— Co tu jest do rozumienia? Syriusz, ja na prawdę nie chcę tam
wracać. Dotarł do mnie twój jedyny list, który chwilę potem płonął jak
pochodnia. Nigdy nie widziałam kiedy się śmiejesz, płaczesz. Nie wiem
nawet jaki jest twój ulubiony przysmak! Jesteś moim ojcem i nigdy nie
widziałam żebyś się o mnie starał. Jaki ojciec oddałby własne dziecko...
— Nie oddałem cię.
— Ale zostawiłeś mnie z mamą. To dotyczy nie tylko tchórzostwa, ale
twojego braku miłości do nas obu — krzyknęłam, odchodząc od stołu.
Dosłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła, a kiedy znalazłam się w
przedpokoju, silna, męska dłoń chwyciła mnie za ramię i pociągnęła do
tyłu. Do oczu napłynęły mi łzy, w sercu zadudniło, a oddech zamarł na
kilka sekund.
— Nigdy cię nie zostawiłem, Jey. Tym bardziej nigdy nie
powiedziałbym, że cię nie kochałem. Twoja matka zginęła w tej miłości,
ale ty nadal w niej istniejesz. — Odwrócił mnie twarzą do siebie. Jego oczy
wyrażały tak strukturalne i namacalne uczucia, że pragnęłam zatopić się
w łzach, gorących łzach, które spływały po jego bladych policzkach.
Przygryzłam nerwowo wargę, cały czas zastanawiając się, czy aby na
prawdę mu na mnie zależy. Czy jestem dla niego córką, którą powinnam być
od samego początku istnienia. Czy mnie kocha za to, jaką jestem. I
przede wszystkim, czy będzie mnie kochał, kiedy się dowie prawdy. A
prawda była istotnie czymś karygodnym. A niech mnie piekło pochłonie,
powiem to prosto z mostu. Albo i nie? Jasna cholera, już zazdroszczę
mugolom czytania gazet z nieruchomymi zdjęciami i tego, że łżą w żywe
oczy sprzedawczykom przy wymienianiu reszty, niźli przyznanie się do
czegoś tak niepraktycznego i okrutnego. Ale przecież to nie moja wina,
że się wystraszyłam. Byłam jedynie dzieckiem; kwintesencją niewinności.
— Tato? Muszę ci coś wyznać.
Uniósł do góry brwi. Jedna część zadania wykonana; trzeba tylko to
rozwinąć. Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powietrze nosem. Ręce
zaczęły mi się pocić, krew szumiała w uszach, a serce biło własnym
rytmem. Chciałam to mieć za sobą, aczkolwiek jeden moment, jedna sekunda
i wszystko runie pod fundamentami wzniesionego przeze mnie zamku
bezpieczeństwa.
— Uciekłam z jakiegoś powodu. Przyszłam do ciebie, ponieważ mama nie
żyje, a ja jestem kimś w rodzaju mugolskiej sieroty. Dodam, że jestem
sierotą, która jest poszukiwana przez dziadka psychopatę i będziemy
mieli wisienkę na torcie — rzekłam. Otworzył usta, by coś powiedzieć,
ale po schodach schodziła ta sama przysadzista kobieta, która chciała
mnie statycznie utuczyć. Obok niej szedł chłopak w okularach i blizną w
kształcie błyskawicy na czole, rudowłosy chłopak z piegami na nosie i
dziewczyna z burzą loków na głowie. Wszyscy spojrzeli po sobie znacząco,
jednak to chłopak z wcześniej wspomnianą blizną zadał pytanie.
— Kim jesteś?
Ponownie zapadło coś w rodzaju literackiej ciszy. Z dużego pokoju
wyszedł ciemnowłosy mężczyzna, którego widziałam niecałe kilkanaście
minut temu oraz starzec ze srebrną brodą. Zastanawiałam się jakim cudem w
tak szybkim czasie przemierzyli teleportację z jednego miejsca do
kominka, jednakowoż moje myśli zostały zerwane przez potok słów z ust
Syriusza.
— To jest Jennifer. Moja córka.
Ah Molly Weasley, jakież to typowe dla niej tuczyć wszystkich w okół :D. Cieszę się, że Jenn trafiła do Syriusza, coś dobrego z tego wyniknie napewno. Zastanawiam się co na to wszystko Dumbledore i jak przyjmą ją inni z Zakonu Feniksa. Pewnie wszyscy troszkę zdziwieniu, że pojawia się nagle ktoś podający się za "córkę Syriusza". ;)
OdpowiedzUsuń