piątek, 26 października 2012

Prolog

Ciemność, coś wspaniałego.
Cisza, niesamowita dla moich wrażliwych na dźwięk, uszu.
Zima.
Nienawidzę zimy.
A może i lubię?
Okropność. To niezdecydowanie i wszechobecna niewiedza doprowadzają mnie do obłędu i skrajnego załamania.
Spadł śnieg, po raz pierwszy za oknem widziałam bawiące się dzieci. Śmiały się, lepiły bałwana, rzucały śnieżkami. Siedziałam na werandzie i rozkoszowałam się zapachem świeżej, ciepłej czekolady. Większość ludzi mija mnie na zatłoczonej ulicy, bo najzwyczajniej w świecie niczym się nie wyróżniam. Nie posiadam azjatyckiej, afrykańskiej czy europejskiej urody. Jestem typową dziewczyną z prowincji, mieszkam na obrzeżach Bristolu. Moje włosy są niesforne, nie trzymają się najprostszego węzła; wiecznie wylatują i są rozproszone. Ciemność i tajemniczość ich manufaktury informuje jedynie o tym, że pochodzę z rodziny Blacków. Oczy lśnią brązem najszczerszych kamieni szlachetnych, a usta mają kolor jasnego karminu. Moja mama, jak za pewne większość z ludzi mieszkających w tym kraju nie wie, jest normalnym człowiekiem. Dlaczego to mówię?
Bo sama nie jestem normalna.
Jestem wampirem. Egzystuję na ludzkim cierpieniu, piję krew z ludzkich żył. Żartowałam oczywiście. Żywię się wyłącznie krwią zwierzęcą i to sporadycznie, gdyż mając to w genach, jestem również czarownicą. Mniej więcej zasługuję na miano hybrydy.
Moja matka Hayley Peterson pochodzi z rodziny pierwotnych wampirów. Sama jest ewenementem, gdyż nie ma ani krztyny wampirzej krwi i nigdy nie miała. Najprawdopodobniej matka Hayley zdradziła swojego męża z mugolem, czyli człowiekiem ludzkiej rasy. Mój ojciec to czarodziej z krwi i kości, Syriusz Black. Nie znam Hogwartu, nigdy nie byłam na Grimmauld Place i nigdy w życiu nie poznałabym ojca, gdyby nie strych i koperta pełna ruchomych zdjęć.
Ironia losu, czyż nie?
Nie mam nikogo, kto mógłby pełnić rolę przyjaciela w moim życiu. Nie mam rodziny, bo mój tata nigdy w życiu mnie nie poznał, dzięki uporowi mojej matki i głupocie mojego dziadka-psychopaty. Jestem wyjątkowo uparta i nieznośna.
Dobra zacznijmy więc od początku.
Jestem Jennifer Black, córka Hayley Peterson z największego rodu wampirów oraz Syriusza Blacka z potężnego rodu Blacków. Cholera, czy tylko mi się wydaje, że te wszystkie irracjonalne tytuły są piękne jedynie w treści? Nie jestem zamożna; wręcz przeciwnie. Mieszkam w dziurze, która na ogół cuchnie stęchlizną, a wokoło biegają gryzonie, co noc wynajdujące nowe skarby pod moim łóżkiem. Moja mama przychodzi raz na jakiś czas sprawdzić, czy nie uciekłam. To dziwne, bo nie wiem gdzie chodzi i znika. Ludzie mówią, że rozmawia z dziadkiem; tłumaczy, że nie może mnie tak po prostu sobie przywłaszczyć.
Dziadek chce ze mnie zrobić drugiego Draculę.
Pamiętam, gdy kiedyś podczas świąt Bożego Narodzenia wyczarowałam choinkę, ozdobioną aniołkami, kolorowymi lampionami i lukrowymi bombkami. Kilka sekund później choinka płonęła, a ja siedziałam przez tydzień w odrębnej celi z miejscem na spanie i na jedzenie krwi.
Wspominałam już, że mój dziadek to kompletny, bezuczuciowy drań?
Moja mama nigdy nie była wobec mnie uczuciowa. Nie przytuliła jak matka, nie pocałowała, nie cieszyła się, że jestem. Praktycznie, nigdy nie poczułam matczynego bezpieczeństwa. Rozerwałam całe jej organy podczas porodu i do dzisiaj obwinia mnie za swoją szpetotę. Płakałam nocami, płakałam dniami, zalewając całą marmurową podłogę w swoim zminiaturyzowanym pokoiku.
Dopóki nie poznałam prawdy.
Otóż, pewnego dnia weszłam na strych, by zdenerwować mamę, jednak nie tym się zajęłam w ostateczności. Na środku leżało tekturowe pudło z napisem Wspomnienia. Wyciągnęłam z niego stertę czarno-białych zdjęć. Na jednym z nich był chłopak, w wieku około siedemnastu lat. Uśmiechał się łobuzersko i mrugał oczami, niczym prawdziwy amant. I wtedy dostrzegłam ten charakterystyczny błysk w oku, kształt nosa i pierścień na lewej ręce. Był dokładnie taki samo jak ja, a gdy odwróciłam fotografię zauważyłam adres: Grimmauld Place 12, Londyn.
Londyn.
Ja tkwię w Londynie.
Mój ojciec też. Trzeba być kompletnym ignorantem i kompletnym egoistą, by nie pokazać tak ważnej informacji dziecku.
Nim się zebrałam w sobie mijały dni, tygodnie, miesiące. Przede wszystkim nie bałam się reakcji, matki czy dziadka, a właśnie Syriusza, który jakby nie patrzeć, nie znał mnie i nigdy w życiu nie widział na oczy. Nie podeszłabym do niego z zapytaniem, czy przypadkiem nie szuka swojej córki, bo byłoby to nie dość, że chore to jeszcze nierozsądne.
A rozsądek to cecha główna wampirów.
Jestem wyjątkowo ostrożna w stosunku co do ludzi. Nie ufam im z zasady i rzadko co potrafię komuś w pełni zaufać i przekazać swoje życie. Ale wampirzy instynkt zawsze dobiera mi kogoś, na kogo będę wstanie liczyć w przyszłości. Pamiętam, gdy w przeszłości czytałam książkę pt. "Baśnie Barda Beedla". Trzeba przyznać, że Beedle potrafił pisać bajki, a szczególnie dla małych dziewczynek, które z przewagą nie słuchają matek. Kiedyś, koleżanka z podwórka pożyczyła mi książkę, a w niej było zdjęcie. Zdjęcie jej, jakiejś kobiet i mężczyzny. Gdy spytałam, kto jest tym mężczyzną odpowiedziała, jakbym zerwała się z pierwszej lepszej chmury i pytała, jaki kolor ma trawa.
— To jest mój tata.
A trawa jest błękitna, na marginesie.
Nie jestem wariatką i nie mam poszarpanych włosów, jak Bella. Nie jestem spokojna i nie daję się poniżać jak Narcyza. Nie jestem furiatką i nie potrafiłabym zostawić własnej rodziny dla swojej korzyści jak Andromeda. Nie jestem tchórzem i nie umieram z własnej inicjatywy, zostawiając innym zaledwie pryzmat odpowiedzi jak Regulus. Nie jestem szalona i przebojowa jak mój tata, Syriusz, ale staram się. Jestem wrażliwa, ekscentryczna, egoistyczna, zimna, wesoła, bystra, cierpliwa, krytyczna, wybuchowa, uparta, tolerancyjna i zdecydowana.
Ogółem, miły ze mnie człowiek.
Problem w tym, że mam kły, lubię krew (zwierzęcą!), mam szurniętą rodzinę (ze strony matki, chociaż ze strony ojca również święta nie jest), przejmuję się byle czym i cholernie zależy mi na miłości, akceptacji i odnalezieniu.
Świat jest pustym, ciemnym, zimnym miejscem.
Dlatego nie lubię zimy.
Dlatego nie lubię ciemności.
Dlatego z całej siły nienawidzę świata.

1 komentarz:

  1. Całkiem dobry prolog, wprowadzasz do historii. U Jennifer widzę trochę słabo z rodziną. Widać mateczka jakoś nie pała do niej wielką rodzicielską miłością, no cóż... Odpowiedź na temat ojca od tak sobie, jakby to nie było nic wielkiego hah :).
    Lecę czytać dalej.
    Ah i jeśli byś miała chęć to na moim blogu Lucjusz również odgrywa baaardzo bardzo ważną rolę.
    Pozdrawiaam
    [malfoy-issue.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń