Moje oczy, niczym w
spowolnionym tempie, rejestrowały wszystko, co działo się przede
mną. Ludzie biegali, krzycząc w niebo głosy i broniąc się za
wszelką cenę niezliczoną ilością zaklęć. Zamaskowani
poplecznicy Czarnego Pana rozbijali wszystko, co napotkali na swojej
drodze, mimo że było ich tylko sześciu. Nie był to napad, ale i
tak nie poprzestawali na mrocznych klątwach, celowanych nawet w małe
dzieci. Spojrzałam ze strachem w oczach na przyjaciółki, które
zupełnie tak, jak ja, zostały sparaliżowane całym zajściem.
Próbowałam wykonać krok, lecz każdy nieprzemyślany ruch z naszej
strony mógł skończyć się katastrofą. Nie było nikogo, kto by
nas zręcznie obronił, a my same... No cóż, nie oszukujmy się.
Trzy kobiety, z różdżkami w płaszczach, do tego obładowane
zakupami. Ja swoje wysłałam na Grimmauld Place, lecz Ginny i
Hermiona stwierdziły, że ktoś by je tam znalazł i odpakował
szybciej, niż było to wskazane. Jeden z zamaskowanych odwrócił
głowę, by wycelować w nas zaklęciem.
— Hej?! To nie ta
mała, której szuka nasz Pan?! — ryknął, mknąc w naszym
kierunku. Krzyknęłam i złapałam obie dziewczyny za ręce, biegnąc
ile sił w nogach. W duchu dziękowałam dziadkowi za przemianę mnie
w wampira, który posiada mnóstwo przydatnych cech, jak szybkość.
Po kilku minutach zaczęłam słabnąć, a moje serce przestawało
bić normalnym rytmem. Przystanęłam, oglądając się za siebie na
dziewczyny. Były roztrzęsione, lecz spoglądały na mnie z
wdzięcznością. Jednym ruchem wysłały zakupy do domu i rozejrzały
się po okolicy.
— Nokturn. Paskudne
miejsce — sapnęła Hermiona, kładąc ręce na biodrach.
Faktycznie, ulica nie należała do najprzyjemniejszych. Różniła
się od Pokątnej schludnością, a raczej jej brakiem. Z kominów
unosił się nieprzyjemny zapach, a na wystawach sklepowych
spoczywały ludzkie szczątki, bądź organy ludzi w formalinie.
Mijając niektóre z nich, można było dostrzec brak zaangażowania
w tą ulicę. Za pewne tutaj spotykali się najniebezpieczniejsi
złoczyńcy w całym społeczeństwie czarodziei. Patrząc na plakaty
poszukiwanych, jeszcze utwierdziłam się w tym fakcie.
— Możemy stąd iść?
Robi się chłodniej, a Snape pewnie nas szuka — powiedziała
Ginny. Skinęłam głową i ruszyłam przodem, rozglądając się na
boki. Z zakamarków wychodzili ludzie o wyglądzie, który powodował
ciarki na plecach. Poprawiłam szal i ruszyłam szybszym krokiem, z
czasem wychodząc na „powierzchnię”. Kiedy dojrzałam znajomy
napis na szyldzie „ulica Pokątna”,
poczułam ulgę w sercu. Na ulicy zrobiło się ciszej, ludzie powoli
wychodzili z kryjówek. Zapewne Śmierciożercy chcieli się zabawić,
więc postanowili zastraszyć całą ulicę. Szłyśmy tak dobre
kilka minut, kiedy na naszej drodze pojawił się Snape, tym razem
bez Narcyzy.
— Nic
wam nie jest? — spytał, spoglądając na każdą z osobna. —
Miałyście stamtąd nie wychodzić. Nie weszli tylko do Apteki, bo
stwierdzili, że zbyt mało ciekawych rzeczy można tam znaleźć.
Ale wy oczywiście musiałyście być mądrzejsze.
Spojrzałam
na niego spod przymrużonych oczu. Byłam niewyobrażalnie wściekła.
Adrenalina wytworzona w czasie ucieczki, zmieniła się w apogeum
złości.
— To
pan nas zostawił. Gdyby nie to, że potrafię szybko biegać,
złapaliby nas w mgnieniu oka. Zauważyli nas! — krzyknęłam, w
środku aż dygocąc. Chciałam mu pokazać do czego by doszło,
gdyby nie mój szybki refleks i jego głupota, by nas zostawić same.
— Skończ
tę dyskusję, Black. Nie mam ochoty się zajmować bezpodstawnymi
insynuacjami w stosunku do mojej osoby. Wiem, kto tu zawinił i z
pewnością nie byłem to ja, a wasza niekompetencja — warknął,
idąc przed siebie. W pewnym momencie czarnowłosy nakazał złapać
się za ręce, po czym poczułam niemiłe ukłucie w pępku i po
chwili została po nas smuga dymu. Wreszcie z cichym pyknięciem
pojawiliśmy się na ulicy. Nikt na szczęście nas nie zauważył.
Przed nami, niczym spod ziemi, wyrósł jeszcze jeden dom z numerem
12.
*
— Merlinie,
Jennifer. Nic wam nie jest? — spytał zatroskany ojciec, kiedy
weszliśmy do środka. Najwyraźniej wieści o ataku na Pokątną
rozeszły się po całym czarodziejskim świecie. Pani Weasley z
łzami w oczach tuliła swoje najmłodsze dziecko do piersi, a
Hermiona wylądowała w ramionach Rona.
— Nic.
Na szczęście zdołałyśmy uciec z tego piekła i ku uciesze was
wszystkich, ochronić bożonarodzeniowe prezenty — mruknęłam,
szczerząc zęby do bliźniaków, którzy akurat się pojawili.
— Grunt,
to odwaga naszej wspaniałej...
— … i
nie zastąpionej...
— JENNIFER!
— ryknęli, tym razem wspólnie rudowłosi, przez co zrobiło mi
się cieplej na policzkach. Nie zauważyłam nawet, kiedy Snape
wkroczył do salonu.
— Co
ty sobie myślałeś, Smarku?! Wysyłając z tobą dziecko na żądanie
Albusa, miałem nadzieję, że przyprowadzisz je całe i zdrowe —
krzyknął Syriusz, doskakując do czarnowłosego.
— Zastanawiam
się, o co ci chodzi, Black. Przecież twoja dziewucha jest w
całości, chyba, że któryś z jej palców przypadkowo się
rozszczepił podczas powrotu. Co do jej zdrowia fizycznego nie
zauważyłem nic nienormalnego. Za to z jej psychiką bym coś
zrobił. Widać, że wdała się w idiotycznego ojca z ilorazem
inteligencji równym gumochłonowi — sarknął, obchodząc
czarodzieja. Widziałam, jak tata zaciska pięści i oddycha głęboko,
próbując się uspokoić.
— Tato...
— Podeszłam do niego, obejmując go w pasie. — Profesor Snape ze
wszystkich sił starał się nas upilnować. Sam byś dostał szału,
gdybyś chodził z nami po tylu sklepach. Wyszedł tylko na chwilę.
Po prostu zrobił to w nieodpowiedniej chwili — mruknęłam.
— Ona
ma rację, Syriuszu. A teraz chodźmy się przygotować do
jutrzejszego święta! — rzekła pulchna kobieta z uśmiechem na
twarzy, zaganiając wszystkie swoje i nie swoje dzieci do pracy. Ja
wraz z dziewczynami rozwieszałyśmy lampki, bombki i wszelkie inne
strojniki na choince, podczas gdy chłopcy zostali zagonieni do
sprzątania. Kilka razy podczas poszukiwania dodatków na choinkę
spotkałam skrzata domowego – Stworka, który kiedy spojrzał na
mnie, powiedział, że wreszcie nadszedł jego ratunek i ocalenie od
splamionego domu pełnego szlamu i zdradzieckiej krwi. Syriusz
wytłumaczył mi dokładnie, dlaczego Stworek zachowuje się tak
nieuprzejmie. Matka Syriusza, a moja babka, lubowała się w czystej
krwi, a wszystkie szlamy były dla niej skalaniem czarodziejskiego
rodu. Stworek był jej oddany do końca swoich dni i dlatego, kiedy
poczuł moją krew, która była całkowicie czysta, myślał, że
los się do niego uśmiechnął. Gdy nadszedł już wieczór, cały
dom aż pachniał świątecznymi łakociami, zapachem iglastej
choinki czy po prostu świąteczną atmosferą. Przed północą w
domu ucichło. Wszyscy zasypiali, ciesząc się na nadchodzące Boże
Narodzenie. Ja zyskałam pokój Regulusa, śpiąc w nim sama.
Prezenty, które udało mi się kupić, spoczywały spokojnie pod
łóżkiem. Leżałam bezczynnie, próbując przypomnieć sobie
ostatni sen z Johnatanem w roli głównej. Po świętach muszę
porozmawiać z Syriuszem i wszystko mu opowiedzieć. Może on będzie
wiedział, co oznacza współpraca Johna z Czarnym Panem. Czy to
rzeczywiście zwiastowało rychły koniec przyjaznej atmosfery? Czy
Czarny Pan spowoduje, że czarodziejskie imperium zniknie w mgnieniu
oka i sprowadzi na swoje miejsce ciemne i niebezpieczne siły czarnej
magii? Tego nie wiedział nikt.
A
to jeszcze bardziej mnie przerażało.
*
Kiedy
się obudziłam, poczułam, że ktoś mną szarpie. Otwierając oczy
miałam nadzieję, że to jakaś pomyłka i jest to po prostu kolejny
sen. Jednak kiedy zaczęli mnie wyciągać z łóżka, śmiejąc się
przy tym, zrozumiałam, że to jawa. Przeczesałam palcami włosy i
spojrzałam po zebranych. W moim pokoju pojawiła się Hermiona,
Ginny i ku mojemu zdziwieniu Harry, który stał przy framudze i
uśmiechał się zawadiacko. Puknęłam się kilka razy w czoło i
ziewnęłam.
— Jesteście
tyranami... Wiecie, która jest godzina? — Westchnęłam, wychodząc
z ciepłego łóżka. Brązowowłosa spojrzała na zegarek i z
triumfem wyznała:
— Jest
12:30. Jesteś wyjątkowym śpiochem, kiedy nie musisz spieszyć się
na tortury u Snape'a. Nie wiedziałam, że można aż tak długo
spać.
— Jak
widać, można. Teraz dajcie jej się ubrać, bo pani Weasley zwołuje
już wszystkich członków Zakonu, żeby pomogli przy
przygotowaniach. Jenny w piżamie niewiele by tam zrobiła —
zarechotał Harry, próbując nas rozśmieszyć. Oczywiście, udało
mu się uzyskać ten efekt po kilku minutach. Kiedy wyszli, poszłam
do toalety, oczyściłam twarz, zebrałam włosy do upięcia, umyłam
zęby i ubierałam białą sukienkę. Na dworze nadal padał śnieg,
co tylko pogłębiło świąteczny nastrój domowników. Kiedy
zeszłam, w kuchni była tylko mama rudzielców, a w innych pokojach
znajdowali się wszyscy, których znałam. Wielki stół był
przystrojony białym obrusem, na którym było chyba z pięćdziesiąt
głębokich, płaskich i małych talerzy. Pod choinką były już
uzbierane prezenty, więc machnięciem różdżki przywołałam tam
swoje pakunki. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie mam
prezentu dla Debby.
— Hermiona...
— szepnęłam do przyjaciółki. — Chodź, musisz mi w czymś
pomóc.
Spojrzała
na mnie ze zdziwieniem, lecz skinęła głową i chwilę później
byłyśmy u mnie w pokoju.
— Chciałam
zrobić dla Debory sama prezent. Wymyśliłam, że może to być kula
śnieżna z jej podobizną i Draco w środku! — powiedziałam.
Brązowowłosa myślała nad tym pomysłem bardzo długo, aż w końcu
wpadła na idealne wyjście z opresji. Stłukłyśmy ramkę z jakimś
zdjęciem, z resztek szkła układając kształt kuli. W środku
wyczarowałyśmy śnieg, który nie dość, że był na spodzie, to
jeszcze spadał, niczym z wyimaginowanego nieba. Na warstwie śniegu
wyobraziłam sobie Debby i Dracona, obejmujących się wzajemnie.
Kiedy otworzyłam oczy, para faktycznie znajdowała się w kuli.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i zerknęłam na Mionę.
— Jesteś
aniołem! — rzekłam, obejmując przyjaciółkę. Zapakowałam kulę
w papier świąteczny i wysłałam ją do sterty prezentów pod
choinką. Kiedy zeszłyśmy, wszyscy już siedzieli przy stole. Ja
zajęłam miejsce pomiędzy Syriuszem, a Harrym. Kilka miejsc dalej,
po drugiej stronie stołu, spostrzegłam profesora Snape'a i
Michaela. Pomachałam im radośnie, po czym myślami wróciłam do
snu sprzed kilku dni.
— Tato...
Muszę ci o czymś...
— Nie
teraz, Jey. Za chwilę zaczniemy jeść! — krzyknął uradowany,
patrząc z radością w oczach na Molly Weasley, która niosła tacę
pełną przysmaków bożonarodzeniowych. Nim się obejrzeliśmy,
wszystko leżało na naszych talerzach. Pieczony indyk, pudding z
suszonych owoców. Na deser podano babeczki z suszonymi owocami i
ciasto makowe, które tak bardzo zachwalał Ron. Kiedy każdy się
posilił, głowy wszystkich zwróciły się na choinkę, pod którą
znajdowała się sterta prezentów. Ja, Hermiona, Ginny, Fred i
George, Ron, Harry, Luna, Neville i wiele innych zaczęli rozdawać
upominki poszczególnym osobom. Kiedy uzbierała się przede mną
pokaźna liczba pakunków, zaczęłam je rozpakowywać.
— Niezły
połów w tym roku —oznajmił Fred, rozrzucając wokół siebie
papiery. Podążyłam za jego przykładem i już po chwili w moich
rękach znalazła się paczka z odręcznym pismem Hermiony. Dała mi
pióro, które zmieniało samoistnie atrament, czarując piszącego
obszerną gamą kolorów. Syriusz podarował mi pierwotny egzemplarz
„Powstania i upadku czarnej magii”, za co byłam mu
wdzięczna, bo w nowoczesnej wersji nie było tylu informacji.
Bynajmniej tak powiedziała sprzedawczyni w Esach i Floresach.
Prezentem od Michael'a był album ze zdjęciami z moich
niektórych spotkań z Nietoperzem. Ginny zalewała się łzami,
kiedy zobaczyła fotografię ze Snape'em leżącym na ziemi i
zwijającym się w spazmie bólu, po mojej dosyć nieoczekiwanej
reakcji obronnej. Prezentem od Tonks i Remusa była poduszka, która
śpiewała do snu i odstraszała nocne mary. Ron i Harry podarowali
mi gigantyczne pudełko Fasolek Wszystkich Smaków, państwo Weasley
ręcznie szyty sweter z wielką literą „J” na przodzie i
paczką pełną różanych pączków domowej roboty. Bliźniacy
zrobili mi niesamowitą niespodziankę wręczając mi do rąk puszka
pigmejskiego w kolorze jasnej lawendy. Krzyczałam z radości,
ściskając to jednego, to drugiego.
— Udusisz...
— ...nas!
— powiedzieli jednocześnie.
Ginny
podarowała mi dwie buteleczki eliksirów; płynne szczęście i
eliksir miłosny, która zapewnie wymęczyła od Snape'a. Profesor
Dumbledore i profesor McGonagall podarowali mi książki „Eliksiry
dla zaawansowanych” i „Najsilniejsze eliksiry”. Debby i
Draco przysłali prezenty nieco wcześniej, niż ja to uczyniłam.
Blondyn podarował mi eleganckie perfumy, które swoim zapachem
przymrużały mężczyznom oczy, a kobiety szalały przy nich z
radości. Deborah zaś przysłała mi przepiękną bransoletkę, przy
której widniała karteczka „Potter się zdziwi!”.
Zaśmiałam się, ponieważ z początku nie miałam pojęcia o co
chodzi, lecz kiedy założyłam biżuterię, a wszyscy zaczęli się
rozglądać gdzie zniknęłam, zrozumiałam, że jasnowłosa sama
stworzyła bransoletkę wdrażając w jej konsystencję włosy
demimozów – zwierząt, które w obliczu zagrożenia stawały się
niewidzialne. Były to rzadkie stworzenia, więc byłam ciekawa, skąd
dziewczyna wytrzasnęła włosy demimoza.
— Cwaniara!
— powiedziałam, niby sama do siebie, ale i tak większość
zebranych mnie usłyszała. I w końcu przyszedł moment na ostatni
prezent. Stał samotnie, wielki i jak się potem okazało, dosyć
ciężki. Chwyciłam go w ręce i poczułam delikatne poruszenie.
Zaczęłam zdzierać papier. Kiedy w końcu zniknął, moim oczom
ukazała się klatka z kruczoczarną sową w środku. Miała
jasnoniebieskie tęczówki i zerkała na mnie przyjaźnie. Zaczęłam
rozglądać się po wszystkich, myśląc, że to prezent od taty. Ten
jednak wyglądał na zdziwionego. Jedyną osobą, która nie była
zainteresowana upominkiem, był Snape. Skinęłam mu, a on podniósł
leniwie kącik wargi i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Czyli
to jednak prezent od niego.
— Jest
śliczna! — krzyknęła Ginny, podchodząc do klatki i wyjmując
stamtąd sowę.
— To
najrzadszy gatunek! Harry ma sowę śnieżną. Twoja to jej rzadka
odmiana; kruczoczarny puchacz. Masz szczęście! Niełatwo można je
dostać! — mruknęła Hermiona, siadając obok mnie i Rudej. W
moich oczach błyszczało uznanie do wcześniej znienawidzonego
profesora. Teraz wiedziałam, że skoro kupił mi taki prezent, nie
żywił do mnie negatywnych uczuć.
*
Kiedy
wszyscy nacieszyli się prezentami, zeszłam na dół, by dalej
pozwiedzać dom. W efekcie wędrówki natknęłam się na duży
pokój, nie posiadający umeblowania. Na ścianach była tapeta pełna
zdjęć i podpisów. Gdy lepiej się przyjrzałam, wyszukałam imię
taty, pod wypaloną dziurą. Dotknęłam ją delikatnie opuszkami
palców.
— Moja
matka zrobiła to zaraz po mojej ucieczce — mruknął, a ja na
dźwięk jego głosu, podskoczyłam.
— Ucieczce?
Uciekłeś z domu?
— Tak.
Miałem szesnaście lat. Ten dom nie był szczęśliwym siedliskiem.
Uciekłem do Potterów. Oni zawsze ciepło mnie witali —
powiedział, uśmiechając się pod nosem. — Denerwowała mnie ta
obsesja na punkcie czystej krwi. Moja matka zaczynała wariować pod
tym względem, a to było niezdrowe dla całej rodziny.
Spojrzałam
na niego. Był przybity. Jego oczy wyrażały zmęczenie, a
poszarzałe cienie pod oczami jedynie pogłębiały uczucie jego
wypalenia.
— Syriusz...
Ja muszę Ci o czymś powiedzieć... — zaczęłam niepewnie, lecz
kiedy zauważyłam, że zaczyna mnie słuchać, wzięłam głęboki
oddech i nabrałam odrobinę odwagi. — Chodzi o moje sny... Mam coś
w rodzaju snów proroczych, które po pewnym czasie się spełniają...
— Masz
podobną przypadłość do Harry'ego... Mów dalej, proszę.
— No,
więc... Ostatnio śnił mi się mój dziadek, Johnatan. Rozmawiał z
jakimś zakapturzonym mężczyzną, który najprawdopodobniej był
kimś potężnym. Połączyli się jakimś zaklęciem i ten
zakapturzony powiedział, cytuję „Razem pokonamy całość”.
Co to ma znaczyć? I kim u licha był ten tajemniczy przybysz? —
spytałam, żywiąc nadzieję, że ojciec wszystko mi wytłumaczy.
Ten jedynie otępiał, pogłaskał się po brodzie i położył rękę
na moim ramieniu.
— Dobrze,
że mi powiedziałaś, Jenny. To bardzo ważne — odrzekł. —
Chodzi o to, że ten tajemniczy jegomość do prawdopodobnie Lord
Voldemort... On i John połączyli siły, by nas pokonać, a w
efekcie uczynić czarną magię potęgą całego magicznego świata.
Musimy o tym natychmiast powiedzieć Albusowi. Czy śniło Ci się
coś jeszcze? — spytał. Wytężyłam umysł i wtedy kolejny sen
wyświetlił mi się przed oczyma.
— John
rozmawiał z jakimś swoim podwładnym. Mówił, że ten ma mnie
odnaleźć razem z kulą. Wiesz... Ja chyba wiem, o jaką kulę
chodzi, ale co mam do tego ja, nie mam zielonego pojęcia —
powiedziałam. Kula, to za pewne ta, która pochodziła z krainy
Haslem. Ta, którą miał odebrać potomek Merlina, czyli Snape. Ale
dlaczego John chciał porwać mnie?
— Ja
również nie bardzo wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Wybiorę się
na dniach do Albusa i porozmawiam z nim o tych snach. Czy chcesz
powiedzieć mi coś jeszcze?
Spojrzał
na mnie tym swoim pytającym wzrokiem, a ja z promiennym uśmiechem
na twarzy, pokiwałam przecząco głową.
— Szkoda.
Myślałem, że w końcu dowiem się, od kogo dostałaś tą piekielną sowę.
Aaaaah święta, święta. Aż przez moment miałam wrażenie, że już grudzień a za oknem pada śnieg ( to tylko deszcz niestety). Te prezenty, jedzenie atmosfera ah :D. Bardzo ładnie ci to wyszło. Świetne prezenty wymyśliły sobie nawzajem Debora z Jennifer. Kula musiałaby wyglądać świetnie, a i pomysł z bransoletką-niewidką świetny!. Pewnie Jen niejednokrotnie jej użyje. Sowa od Snape'a? Słodziak *__*
OdpowiedzUsuńTylko jak zawsze musi być coś co zaburzy tą spokojną świąteczną atmosferę... Eh dziadunio kochany... Według mnie to czas, żeby się w końcu przekręcił ;p. Chociaż z drugiej strony ja też uwielbiam gnębić moich głównych bohaterów.
Pozdrawiam ;)
[malfoy-issue]
Bo Deborah i Jennifer są wyjątkowe i musiały sobie podarować wyjątkowe prezenty! *u*
UsuńJa jak to pisałam, to miałam wrażenie, że już zima i zbliżają się święta. Dlatego to całe wolne XD Wakacje mnie natchnęły do pisania bożonarodzeniowego rozdziału! Ja sama chciałabym dostać taką kulę i taką bransoletkę, ale to tylko w takich opowiadaniach występuje :c
UsuńJa kocham tego dziadunia! Sama cytrynka dla świątecznej atmosfery, żeby nie było za słodko. Ja też. Wtedy jest o wiele ciekawiej!
Dziadunio, dziadunio, lubię go. XD Tylko czekam kiedy będzie go więcej i więcej, aż z moim wujkiem opanują cały świat! To jest myśl, zastanów się nad tym. :3
OdpowiedzUsuńKochanie, tyle razy Ci powtarzam, że masz genialne pomysły i w ogóle jesteś genialna, nic dodać, nic ująć. Twój rozdział mówi sam za siebie! ^^
Podobał mi się bardzo ten pomysł z sową, nic nie mówię o naszych rewolucjach na GG ^^, ale OCZYWIŚCIE, ŻE SNAPE NIE ŻYWI DO DŻENI NEGATYWNYCH UCZUĆ. ;>
Ach, Deborah *_* Taka dobra przyjaciółka, inteligentna, piękna - ideał kobiety dla Malfoy'a! :DD WIESZ CO MNIE CIEKAWI?! Jaki ona dostała od niego prezent. Coś zjawiskowego z pewnością.
(Przypominam: wieś-party/pierwsza komunia i warkoczyki XD BUAHAHAH)
Dziadunia będzie coraz więcej, ale to z czasem. Dokładnie tak samo, jak z Lucjuszem. Czarny Pan też wstąpi do większości rozdziałów, bo czarne charaktery z dobrymi to same pyszności!
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem! Ale tylko dlatego mój geniusz jest taki wielki, bo ty mi dajesz natchnienie!
Pedofilia! XD Skoro Snape dał Jenny sowę, a nie Syriusz, jak z logicznego punktu wynika (rodzice powinni kupować swoim dzieciom takie rzeczy) to na prawdę jest pomiędzy nimi pozytywnie.
Dowiesz się tego w następnym rozdziale! Muszę wymyślić coś super-nienormalnie-boskiego!
(Nie przypominaj, bo będę miała w nocy koszmary :c)
Dawaj dawaj Lucjusza <3 !
UsuńDam go w następnym rozdziale, bez obaw! <3
UsuńKit z Luckiem, ale Draco! *-*
UsuńTy i ten twój Draco <3 Malfoy'owie to najbardziej rozchwytywane przystojniaki, zauważyłam! XD
UsuńSą też fanki nietoperzy... ;>
UsuńMasz rację :>
UsuńNietoperki i Malfoy'owie to takie wyjątkowo rozchwytywane gatunki <3
Oh przepraszam, ale Nietoperze do Malfoyów się nie umywają <3
UsuńFanki Severusa by cię w tym momencie zgnębiły, Camille. :D
UsuńJa tam jestem fanką i tego, i tego, więc nie mam żadnych przeciwwskazań. Gorzej z jakimiś na prawdę napalonymi fankami XD Wtedy chyba by już nikt nie przeżył!
UsuńNo dobra dobra, może trochę przyznam wam racje.. ;P
OdpowiedzUsuńWitam, z tej strony Nearyh z Betowanie.
OdpowiedzUsuń- Cuddle zakończyła właśnie swój okres próbny na naszej stronie, a warunkiem przejścia - bądź nie - są między innymi opinie współpracujących z nią osób.
Czy mogłabym prosić o dostarczenie krótkiego tekstu na ten temat na mojego maila (fufikomanka@buziaczek.pl) do 04.09.? Będę bardzo zobowiązana.
Pozdrawiam!
Witaj :) W związku ze zmianą w regulaminie ocenialni Opieprz [punkt 2 regulaminu dla zgłaszających się], piszę z zapytaniem, czy nadal jesteś zainteresowany/a oceną. Wiele blogów, które są w naszej kolejce, jest opuszczonych a autor nie czeka na ocenę. Postanowiliśmy więc te blogi z kolejek usunąć. Bardzo proszę o odzew na mail corkatsw@gmail.com z wiadomością o tytule „ocena aktualna - adres bloga". Na wysłanie takich maili przewidujemy dwa tygodnie czasu tj. do 12. czerwca bieżącego roku. Po tym czasie blog zostanie usunięty z kolejki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy, załoga Opieprzu.
Witaj :)
OdpowiedzUsuńChcemy przesiać z naszych kolejek blogi, których Autorzy nie czekają już na ocenę, bo opuścili swoją stronę. Piszemy więc do każdego Autora, na którego blogu ostatni post sięga roku 2013. Proszę o maila potwierdzającego, czy jesteś zaintesowana/y oceną. Na odzew czekamy tydzień, czyli do dwudziestego lutego, potem blog z kolejki zostanie usunięty.
Mail: corkatsw@gmail.com
Opieprz
Na Opieprzu pojawiła się ocena bloga, serdecznie zapraszam do zapoznania się z nią :)
OdpowiedzUsuńcorkatsw (o-pieprz.blogspot.com)